Stwierdzono, że w Milanówku czas płynie wolno. Tak przynajmniej oświadczyła publiczność na Zielonym Dołku, gdy Michał Kowalonek, były wokalista Myslovitz, opowiedział o mężczyźnie, który go kiedyś zaczepił po koncercie i pokazał w zeszycie skomplikowane obliczenia udowadniające, że czas najszybciej płynie w Słupsku, a najwolniej gdzieś w okolicach Jeleniej Góry.
Tak, to był zdecydowanie najciekawszy jak dotąd koncert Letniego Grania w Milanówku, na którym byłem. (Pominąłem jedynie poprzedni.) Michał dwoił się i troił, aby utrzymać z publicznością dobry kontakt. Prosił o wspólne śpiewanie, uczył technik wokalnych i przekazał tajemną wiedzę, mówiącą o tym, że gdy śpiewamy murmurando i nagle otworzymy usta, zaczyna wydobywać się głoska „a”. Śpiewali emeryci, ale i dzieci, także te kilkuletnie. A słyszeć takie pociechy próbujące swoich wokalnych sił na prośbę wykonawcy – bezcenne.
Świetny wokal oraz dobry akompaniament na gitarze stworzyły razem mocny punkt na mapie wydarzeń artystycznych okolicy. Michał zaczął od dwóch utworów Myslovitz, potem zagrał coś z repertuaru założonego przez siebie zespołu Snowman i skończył również chyba najbardziej znaną piosenką tego pierwszego, czyli „Długość dźwięku samotności”.
Aż żal, że lato się kończy. Bo i wszystko działo się po zmroku, co jednak ujmowało atmosferze rodzinnej, jaka tu często towarzyszy, a i słuchaczowi robi się smutno, że to przedostatni koncert Letniego Grania.